Rączkami dziecka rozsypujesz mnie,
bo jestem
napęczniała jak purchawka - dotkniesz jeszcze raz chropowatej skórki
i pęknę.
Zarodniki mojej wyobraźni rozsypią się
wokół ciebie,
jak ty rozsypujesz
swoje białe nasionka we mnie.
A słońce robi się chłodne.
Stygnie
stygmatami
odprysków naszych niespotkań
na moim ciele...
które nabierasz w dłonie
jak cukierki.
18.11.2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz